szkodził im nadzwyczajnie w oczach kapitalistów Nowego-miasta. Dość już, że był ich krewnym. Granoux i Roudier prawie im wymawiali, że taki człowiek należy do ich rodziny. Felicya rozmyślała z trwogą, jak się pozbędą tej plagi. Uważałaby to za wielką nieprzyzwoitość, gdyby w przyszłości wspominano, iż brat pana Rougona był bezcenym próżniakiem a jego żona sprzedawała pieczone kasztany na targu. Drżała o powodzenie swych planów, które Antoni narażał jakby umyślnie. Gdy jej powtarzano złośliwe pogróżki, jakie szerzył na salon żółty, strach ją przejmował na myśl, że zgorszenie publiczne koniec położy wszelkim jej nadziejom.
Antoni przeczuwał, do jakiego stopnia jego postępowanie przerażało Rougonów, chcąc ich przyprowadzić do ostateczności, codzień dziksze wygłaszał przekonania. W kawiarni mówił o Piotrze „mój brat“ — takim głosem, że wszyscy się obracali ku niemu; na ulicy, gdy spotkał którego z codziennych gości żółtego salonu, pomrukiwał srogie obelgi. Mieszczanie zmieszani jego zuchwalstwem, powtarzali je wieczorem u Rougonów, robiąc ich niejako odpowiedzialnymi za niemiłe spotkanie.
Pewnego dnia Granoux przyszedł oburzony; od progu zaraz wołał:
— Prawdziwie, to do niewytrzymania, na każdym kroku trzeba znosić zniewagi. Jak się ma takiego brata jak pan — dodał zwracając się do Piotra — trzeba od niego uwolnić społeczeństwo. Przechodziłem
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.