Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

ciotką Didą i ta nazwa jej pozostała. Przywiązał się bardzo do babki, czuł dla niej poszanowanie, nacechowane bojaźnią. W młodszych latach, przestraszały go paroksyzmy nerwowe, uciekał wtenczas i krzyczał; powracał gdy się uspakajały. Lecz w dwunastym roku, już jej nie opuszczał; pozostawał przy niej, pilnując, by z łóżka nie spadła, trzymał ją w swojem objęciu. Później patrzył z czułem politowaniem na jej twarz zmienioną i znękaną. Dramaty domowe, w których kobieta była podobną do trupa a dziecko nad nią czuwające niezwykle dobre i tkliwe, powtarzały się prawie co miesiąc. Po przejściu paroksyzmu, ciotka Dida powracała do zwykłych zatrudnień, nie pytając o nie Sylweryusza, bo rzeczywiście, nic sobie przypomnieć nie mogła; on zaś, wiedziony instynktową roztropnością, unikał wszelkiej wzmianki o tem co zaszło. Babka i wnuczek, pomimo zobopólnego przywiązania, nigdy jawnie nie okazywali swoich uczuć. Ona, złamana życiem, zapomniała już jak swoją czułość objawiać zewnętrznie, chłopczyna ze swojej strony, widząc ją tak chłodną i milczącą, nigdyby się nie ośmielił rzucić jej na szyję. Żyli więc w smutnem milczeniu, niemniej się przeto kochając.
Poważny i smętny nastrój, w którym Sylweryusz chował się od dzieciństwa, wyrobił w nim charakter silny, oraz uniesienia pełne zapału. Wcześnie dojrzewał na człowieka rozważnego, wytrwale poszukującego nauki. Nauczył się czytać, pisać i rachować, ale doszedłszy do lat dwunastu musiał za-