Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

powtarzał sobie, że on na to jest na świecie, „ażeby jej przebaczył“. W takim umyśle gorącym a powstrzymywanym, idee republikańskie szybko się rozwijały. Sylweryusz, odczytując jeden tom Rousseau’a, nabyty od tandeciarza, nie sypiał po całych nocach, tak marzył o szczęściu powszechnem. Wyrazy: wolność, równość i braterstwo — brzmiały mu w uszach jak czysty i donośny dźwięk dzwonu, na głos którego wierni padali na kolana. Po ogłoszeniu rzeczypospolitej we Francyi, sądził, że wszyscy będą żyli w szczęśliwości niebiańskiej... Na mocy połowicznego wykształcenia, widział nieco dalej niż jego koledzy, nie poprzestawał też w swoich marzeniach na chlebie powszednim. Naiwny, nieznający świata, bujał w jakimś teoretycznym Edenie, w którym wieczna rządziła sprawiedliwość. Raj jego utworu był prawdziwem siedliskiem szczęścia. Ale gdy spostrzegł, że w rzeczywistości niewszystko idzie tak dobrze jak się spodziewał, uczuł dotkliwą boleść, która go doprowadziła do nowych marzeń: pragnął zmusić ludzi, żeby byli szczęśliwymi, zmusić chociażby siłą mocniejszego. Każdy czyn uwłaczający interesowi ludu wywoływał w nim mściwe oburzenie. Łagodny jak dziecko, w polityce był wściekłym; muchyby nie zabił a zrywał się co chwila do broni. Za mało i za wiele umiejący, żeby mógł być wyrozumiałym, nie chciał liczyć się z ludźmi. Pragnął idealnego rządu, pełnego sprawiedliwości. W tym to właśnie czasie, wuj Macquart postanowił użyć go przeciw Rougo-