Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

zny w rzece. Przyniósłszy mokry tłomok na plecach, zmuszoną była zaraz się położyć i już nie wstała więcej. Śmierć jej przeraziła Macquarta, gdyż odjęła mu główny jego dochód. Kiedy w kilka dni potem sprzedawał kociołek do gotowania kasztanów i podstawkę służącą przy wyplataniu krzeseł, obwiniał Boga, że mu odebrał silną pracownicę, której wstydził się za życia a żałował po śmierci.
W miesiąc później, Gerwaza, znękana chciwością ojca, który od niej wymagał podwójnego zarobku, zabrawszy swoje dzieci, uciekła z Lantierem do Paryża. Jan poszedł za przykładem siostry, z tygodniową swą płacą w kieszeni opuścił miasto, nakazawszy powiedzieć ojcu, że nie jest w stanie sam jeden wyżywić tak nienasyconego marnotrawcy. Antoni, pozostawszy bez grosza w mieszkaniu, gdzie przez lat dwadzieścia opływał we wszystko z pracy innych, wpadł w złość szaloną. Rozbijał nogami sprzęty, klął na czem świat stoi, nareszcie rzucił się na ziemię i jęczał jakby miał umierać. Gdy Sylweryusz przyszedł go odwiedzić, prawił mu o niewdzięczności dzieci, dla których tyle zrobił poświęceń i zawsze był najlepszym ojcem. Dzieci zaś opuściły go w starości, kiedy już nic nie mogły od niego wyciągnąć.
— Ależ wuj jeszcze może pracować — mówił Sylweryusz.
Macquart zaczynał kaszlać, krzywić się, kiwając smutnie głową, jakby dla pokazania, że już nie