Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

Antoni, gniewny, zaczął chodzić po całem mieszkaniu, przerzucał pościel, zaglądał za firanki, pod meble; w czem mu także dopomagali towarzysze, Felicya tymczasem, usiadłszy w salonie, zapinała suknię, jak osoba nagle ze snu przebudzona, która nie miała czasu ubrać się porządnie.
— Więc naprawdę ten tchórz uciekł! — krzyknął Macquart, wracając do salonu.
Lecz nie przestawał oglądać się niespokojnie na wszystkie strony, przeczuwając że Piotr nie opuściłby swego stronnictwa w tak ważnej chwili. Przysunąwszy się więc do Felicyi, która ziewała, rzekł:
— Powiedz mi, gdzie twój mąż się schował, przyrzekam ci, że mu się nic złego nie stanie.
— Powiedziałam tak jak jest — odrzekła z niecierpliwością, nie mogę wam przecież dostawić męża, skoro go nie ma. Sami szukaliście go wszędzie, dajcież mi teraz pokój.
Macquart, przyprowadzony do ostateczności tą krwią zimną, byłby może wybił Felicyę, ale ze dworu doszedł gwar potężny; powstańcy wchodzili na ulicę Banne. Antoni, pogroziwszy bratowej pięścią i obiecawszy że powróci wkrótce, wyszedł z mieszkania; na schodach pozostawił na straży jednego z towarzyszących mu ludzi z poleceniem, by czatował na Rougona i zaraz mu doniósł, gdy ten się pokaże.
Będąc już na ulicy, Macquart spojrzał w górę i zobaczył Felicyę wyglądającą oknem na powstań-