przyszedł do ratusza, włożył mundur i obudził mera. Kiedy strażnik bramy Rzymskiej przybiegł z wieścią, iż powstańcy weszli do miasta, komendant zaledwie zdołał zgromadzić dwudziestu gwardzistów narodowych. Nawet żandarmów nie zdołano zawiadomić. Zamknięto tylko bramę, aby się naradzić nad położeniem rzeczy.
Garçonnet, jako przeciwnik Rzeczypospolitej, pragnął bronić się. Lecz że był człowiekiem roztropnym, pojmował bezskuteczność oporu. Rada prędko się odbyła, tylko Sicardot opierał się stanąć do walki. Garçonnet, wzruszając ramionami, oświadczył, iż jedynem wyjściem z takiego stanu była kapitulacya honorowa. Wyszedł na balkon wraz z osobami obecnemi. Tłum na dole stojący uciszył się.
— Kto jesteście i czego chcecie? — zawołał mer silnym głosem.
Wtedy człowiek w paltocie, jakiś właściciel z Palud, wystąpił naprzód, mówiąc:
— Otwórzcie bramę... Unikajmy walki bratobójczej....
— Wzywam was, abyście odeszli — mer odpowiedział. — Protestuję w imieniu prawa.
Na te słowa tłum zaczął szemrać, kilka głosów się odezwało:
— Właśnie przychodzimy tutaj w imieniu prawa Wy, jako urzędnicy, powinniście szanować zasadnicze prawa kraju i bronić zgwałconej konstytucyi, „Niech żyje konstytucya!“ „Niech żyje Rzeczpospolita!“ — odezwali się powstańcy. Kiedy Garçonnet,
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.