Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

ciekawych mieszkańców przechadzało się pomiędzy nimi. Przyszedł także Justyn, syn Rébufata z Jas-Meiffrenu. Dwudziestoletni ten chłopiec był bardzo brzydki, zezowaty, wątły, krzywy, przytem złego charakteru. Niecierpiał swojej krewnej Mietty, żałował jej kawałka chleba, obchodził się z nią z największą pogardą, jako przybłędą przez litość przygarniętą. Prawdopodobnie dziewczyna nie przyjmowała jego zalotów. Mścił się więc za odmowę i za własną brzydotę, wstręt budzącą. Robił co mógł, ażeby ojca przeciw niej podburzyć, żeby ją z domu wypędził. Szpiegował ją na każdym kroku i odkrył schadzki z Sylweryuszem. Właśnie tego wieczoru udzielił swoich wiadomości i wniosków Rébufatowi, który wpadł w gniew wielki, odgrażając się, że takiego latawca w domu trzymać nie będzie. Justyn wyszedł wieczorem z domu, w nadziei że Miettę spotka gdziekolwiek i tym sposobem był obecny przy wejściu powstańców. Podszedłszy pod ratusz, ujrzał dziewczynę siedzącą na ławce, gdzie ją umieścił Sylweryusz. Zbliżywszy się do niej, zaczął natrząsać i wyszydzać czerwoną chorągiew i płaszcz jej czerwony. Mietta, przestraszona, rozpłakała się rzewnie, słysząc gburowate żarty i dotkliwe obelgi. Oświadczył jej, żeby nie powracała do Jas-Meiffrenu, bo ją wuj nie przyjmie więcej. Kilku powstańców zaczęło ujmować się za biedną dziewczyną i właśnie w owej chwili Sylweryusz nadbiegł. Justyn cofnął się czemprędzej, dotknąwszy przy odwrocie swą ofiarę, następującemi słowy