co krok napotykają się wejścia do niezliczonych dolin. Okolica dzika, wspaniała, przerażająca, mianowicie w nocy. Powstańcy przy bladem świetle księżyca mogli sądzić, że błądzą wśród zwalisk zniszczonego miasta, mając po obu stronach niby szczątki świątyń, kolumn, kapiteli, lub ścian tajemniczemi przebitych portykami. U samej góry skały Garrigues drzemały w niewyraźnem świetle, zasłaniając niebios połowę; u dołu przy równinie, zanurzały się jakieś nieokreślone przetwory w lekkich warstwach mgły białawej.
Owej nocy Wiorna ryczała głucho. Tylko odgłos dzwonów alarmowych, dochodzący z wiosek okolicznych, które rzucały się do powstania, przerywał bezustanny szmer płynącj wody. Zapalono ognie na całej linii. Przy ich blasku jak i przy uporczywem towarzyszeniu dzwonów, powstańcy postępowali w milczeniu, jak za orszakiem pogrzebowym.
Poruszeni wypadkami paryzkiemi, szli, pewni że cały kraj w powstaniu połączy się z nimi; długi szereg migoczących ogni widniejący na płaskiej równinie, wlewał w nich przekonanie, że wkrótce ujrzą nieskończone kolumny wojowników, śpieszących wraz z nimi na obronę Rzeczypospolitej. W swojej naiwności złudzeni łatwo, nie wątpili o blizkiem i niezawodnem zwycięztwie. Gdyby im kto powiedział, że oni sami jedni tylko mają odwagę wystąpić do boju, że reszta przerażonej ludności da spętać się dobrowolnie — byliby go z pewnością pojmali i rozstrzelali jako zdrajcę.
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.