miał hamulca na złość swoją; zły z natury, z upodobaniem wymyślał różne sposoby dokuczenia biednej dziewczynie. Największą było dla niej męczarnią, gdy zaczął mówić o jej ojcu. Żyjąc samotnie w domu ogrodnika, pod okiem ciotki, która zabroniła, by w jej obecności mówiono o galerach i galernikach, Mietta nie rozumiała dobrze znaczenia tych wyrazów. Ale teraz Justyn ją objaśnił, opowiadając na swój sposób zabicie żandarma i karę na Chantegreila wymierzoną. Nie zaniedbał dodawać przyjemnych opisów, jak naprzykład: każdy galernik ciągnie ciężką kulę u nogi, pracuje piętnaście godzin dziennie, prędko życie kończy, i t. d. Mietta słuchała tego wszystkiego, zalewając się łzami; czasem jednak, gdy kuzyn miarę przebrał, rzucała się ku niemu z zaciśniętemi pięściami, wówczas on się cofał i uciekał przed jej gniewem. Śmielszy w obecności ojca, gdy ten ją łajał za jakie mniemane niedbalstwo, łączył się z nim, by ją bezkarnie bezcześcić.
— Niedaleko jabłko pada od jabłoni — mawiał — i ty się tam dostaniesz, gdzie twój ojciec...
Mietta zanosiła się wtedy od płaczu, nie śmiejąc z umartwienia i wstydu, spojrzeć na nikogo.
Z czasem jednak, wrodzona jej duma przemogła; przyzwyczaiła się słuchać obelg kuzyna z suchem okiem i odpowiadać na nie milczeniem pogardy. Powoli zrozumiała, że nic nie była winna Rébufatom, że nie jadła ich chleba darmo, nie była dla nich ciężarem. Praca jej opłacała sowi-
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.