Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

weryusz, posłyszawszy szelest jakiś, obrócił głowę, puścił rękę Mietty i pobladł nagle. We drzwiach tylko co otworzonych, stała ciotka Dida.
Babka przypadkiem przyszła do studni; widząc drzwiczki otwarte, dostała drżenia serca. Może otwór ten jasny na ciemnym murze wydał jej się świetlaną przepaścią, wykopaną w jej przeszłości; przypominał jak niegdyś w uniesieniu nerwowem, biegła tędy rzucić się w objęcia Macquarta, czekającego po drugiej stronie. Na myśl jej pewnie nie przyszło, żeby te drzwiczki mogły się jeszcze otworzyć; dla niej śmierć Macquarta zamurowała je na wieczne czasy. Stała zdumiona. Gdyby studnia, mur, podwórko w ziemię się zapadły, nie byłoby ją to więcej zdziwiło. Zbliżyła się mimowiednie i stanęła w progu.
Rozejrzała się z bólem serca. Powiedziano jej, że ogród Fouque’ów został włączony do Jas-Meiffrenu, ale nie sądziła, żeby wszystko tak do gruntu się zmieniło. Dawnego dworku nie było ani śladu, znikły kwatery warzywne, żaden kamień nie leżał na swojem miejscu i drzew dawnych nie widziała. Zakątek, w którym wzrosła, który stał zawsze świeży przed oczyma jej duszy, zamienił się na puste ściernisko, z którego zebrano już zboże. Gdyby teraz przymykając oczy, chciała uprzytomnić sobie młode lata, to w jej pamięci naga słoma stanęłaby jak kir żałobny zarzucony na jej przeszłość. Straciła więc wszyst-