Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.

przez okno, nic jednak nie wiedziała, co się w mieście dzieje i ciekawość ją dławiła.
— I cóż?! — krzyknęła, zobaczywszy męża.
Piotr, zadyszany, poszedł prosto do żółtego salonu i rzucił się na fotel; żona udała się za nim, starannie drzwi zamknąwszy.
— Wszystko dobrze, będę poborcą.
— Czy naprawdę! Naprawdę! Nic nie słyszałam, mój kochanku, opowiedz mi wszystko.
Odmłodniała w jednej chwili; zwijała się, kręciła około niego, jak konik polny na cieple i słońcu. Mąż w wylewie serdecznym opowiedział swe czyny, nie opuściwszy ani jednego szczególiku. Rozgadał się i o dalszych zamiarach, zapominając, że kobiety na nic się nie przydały, że jego żona nie powinna wiedzieć o niczem, jeśli interesa mają być dobrze pokierowane. Felicya w upojeniu pochłaniała jego wyrazy, kazała sobie powtarzać niektóre fakta, pod pozorem, że niedobrze dosłyszała. Gdy opowiadał o wyprawie na ratusz, porwał ją śmiech nerwowy; zmieniła trzy razy krzesło, nie mogąc na miejscu dosiedzieć. Po czterdziestu latach usilnych zabiegów, chwycili fortunę za gardło! Szalała z radości, zapominając ze swojej strony przezornego milczenia.
— A to wszystko mnie winien jesteś! — wykrzyknęła zwycięzko. Gdyby nie moje rady, powstańcy byliby cię zabrali. Ja to rzuciłam Garçonneta, Sicardota i innych na pastwę tym drapieżnikom.