Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/263

Ta strona została uwierzytelniona.

Wspomniał o Macquarcie. Jak tu się pozbyć tego urwisa?
— Przecież wszystkiego odrazu zrobić nie można — zawołała Felicya, całkiem owładnięta gorączką powodzenia. — W końcu potrafimy zakneblować mu gębę. Wynajdziemy jaki sposób...
Chodząc po pokoju, ustawiała krzesła, ścierała kurze; nagle zatrzymała się na środku, patrząc na meble wypłowiałe:
— Mój Boże! Jak też u nas brzydko! A tu wszyscy przyjdą!
— Wielka rzecz — odpowiedział Piotr z pyszną obojętnością — zmienimy to później!
On, co wczoraj jeszcze był z takiem poszanowaniem dla swoich sprzętów, dzisiaj już niemi pogardzał. Felicya także, popychając z gniewem fotel, któremu brakowało jednego kółka, przewróciła go.
W tej chwili wszedł Roudier. Felicya uważała, że jest grzeczniejszy niż zwykle. Po jednemu, zeszli się zwykli goście i napełnili salon. Jeszcze nikt na prawdę nie wiedział o wydarzeniach nocnych, ciekawość każdego przygnała, by jak najprędzej dowiedzieć się o położeniu rzeczy. Rougon wstrzymywał się z opowiadaniem, widocznie oczekując na kogoś, spoglądał niespokojnie na drzwi prowadzące do sieni. Zeszło z godzinę czasu na ściskaniu się za ręce, na winszowaniu sobie, ale jeszcze niewiadomo czego, na cichych rozmo-