na nogach i wcale jeszcze nie przewiduje, kiedy będzie mógł się położyć.
Rougon szepnął Vuilletowi na uboczu, że stronnictwo pokoju liczy na niego i na „Gazetę“ więcej niż kiedykolwiek. Powinien napisać piękny artykuł, zaspakajający ludność i należycie oceniający bandę zbrodniarzy, co przeszła przez Plassans.
— Bądź pan spokojny — odpowiedział Vuillet. — „Gazeta“ miała wyjść jutro zrana, ale puszczę ją jeszcze dzisiaj wieczór.
Po wyjściu głównych figur, reszta towarzystwa pozostała czas jakiś. Doznane wstrząśnienie wielce poruszyło byłych handlarzy oliwy, migdałów i fabrykantów kapeluszy. Nie mogli wyjść ze zdumienia, że w ich sferze objawiło się tak niespodzianie trzech bohaterów, jak Rougon, Roudier i Granoux. Nagadawszy się do woli, po jednemu opuścili żółty salon, by wielkie nowiny roznieść po mieście.
Jakoż o godzinie 10-tej obywatele plassańscy już się uwijali po ulicach, wzruszeni obiegającemi wieściami. Ci, którzy widzieli się i rozmawiali z powstańcami, opowiadali bajki z „tysiąc nocy i jedna“; każdy mówił inaczej, zaprzeczali sobie i zbijali się wzajemnie, lecz większość nie wiedziała nawet, o co idzie. Mianowicie osoby mieszkające w odleglejszych punktach miasta, słuchały z otwartemi usty historyi o kilkutysięcznej bandzie, co wpadła na ulice i znikła przededniem,
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/271
Ta strona została uwierzytelniona.