Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.

jakby armia duchów. Nareszcie Plassans uwierzyło, iż okropne nieszczęście przeszło nad niem, podczas gdy spało, i nie dotknęło go bynajmniej. Ale któż gromy odwrócił? To cud jakiś! Wspominano wprawdzie o małej garstce obrońców, jak o rzeczy całkiem nieprawdopodobnej. W ciągu tych niepewności, dochodzeń i domysłów, goście żółtego salonu rozproszyli się po ulicach, siejąc pewniejsze wiadomości, zatrzymując się przed każdym prawie domem, dla rozpoczynania opowieści od początku.
Historya ostatniej nocy przebiegła miasto w mgnieniu oka od jednego do drugiego końca. Imię Rougona podawano sobie z ust do ust, z wykrzyknikami zadziwienia w Nowem Mieście, z pochwalnemi w Starem Mieście. Zrazu obywatele niepomiernie się przerazili na myśl, że nie było podprefekta, ani mera, ani naczelnika poczty, ani żadnej jakiejkolwiek władzy. Nie mogli wyjść ze zdumienia, że przespali noc całą i budzili się jak zwykle, będąc pozbawionymi wszelkiego rządu. Skoro przeszło pierwsze wrażenie, przyjęli z uniesieniem zwierzchnictwo oswobodzicieli. Mała liczba republikanów wzruszała wprawdzie ramionami; lecz drobni kupcy, mniejsi kapitaliści, konserwatyści wszelkiego rodzaju, błogosławili skromnych bohaterów, pełniących chwalebne czyny pod cieniem nocnej zasłony. Wzmogło się jeszcze uwielbienie dla Rougona, gdy się dowiedziano, że uwięził własnego brata. Brutus stanął każdemu na