Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.

połowa tych panów spała do koła biórka p. Garçonneta. Ci, co siedzieli z otwartemi oczyma, przysłuchując się miarowym krokom gwardzistów, chodzących po dziedzińcu, marzyli na jawie, że są dzielnymi ludźmi, i że im udzielano ordery. Duża lampa stojąca na biórku oświecała jasnem światłem ten osobliwszy posterunek wojenny.
Rougon, ocknąwszy się po chwili, przypomniał sobie, że mu nie wręczono „Gazety“, wstał zatem i posłał po Vuilleta.
Księgarz przyszedł jakoś niezwykle sztywny w złym humorze.
— Artykuł jest? — zapytał Rougon, odprowadzając go na stronę. — Nie widziałem „Gazety“.
— I to dla tego pan po mnie posyłasz? — odpowiedział Vuillet z gniewem. — Gazeta wcale nie wyszła, nie mam ochoty, żeby mię jutro zabili skoro powrócą...
Rougon usiłował uśmiechnąć się, tłómacząc że dzięki Bogu, nikogo zabijać nie będą. Że właśnie artykuł w mowie będący oddałby znakomitą przysługę dobrej sprawie, gdyż w mieście obiegają fałszywe wieści.
— Może być — rzekł Vuillet — lecz teraz najlepszą sprawą jest zachować głowę na karku. Myślałem z początku — dodał złośliwie — żeś pan pozabijał wszystkich powstańców. Ale widzę, że ich za dużo zostało, bym miał się narażać.
Po jego odejściu, Rougon mocno się zastanawiał, zkąd w człowieku tak pokornym i uniżonym,