wzięła się taka arogancya? Postępowanie Vuilleta wydało mu się podejrzanem. Lecz nie miał czasu długo nad tem rozmyślać. Zaledwie wyciągnął się na swoim fotelu, nadszedł Roudier, brzęcząc wielką szablą, którą przypasał do boku. Wszyscy się obudzili, Granoux był pewny, że ich wzywają do broni.
— Co to takiego? Co się stało? — ze wszech stron zapytywano.
— Panowie! — rzekł Roudier zadyszany, i nie szukając już żadnych ozdób oratorskich — zdaje się, że banda powstańców zbliża się do miasta.
Wszyscy obecni osłupieli. Jeden Rougon miał tyle władzy nad sobą, że zapytał:
— Czyś ich widział?
— Nie, ale zdaleka coś słychać, jakieś głosy dochodzą. Jeden z moich ludzi widział ogień na pochyłości Garrigues.
Kiedy wszyscy patrzyli na siebie w milczeniu, dodał:
— Ja powracam na swoje stanowisko, gdyż się obawiam napadu. Panowie ze swojej strony radźcie jak możecie, pomyślcie o środkach odpowiednich.
Komisya tymczasowa całkiem się ze snu wybiła. Słychać jakieś dziwne głosy! Widać ognie! Napad! I to wszystko w nocy! Pomyśleć o środkach, łatwo powiedzieć, ale co zrobić? Granoux zaczął doradzać tę samą taktykę, co się powiodła dnia poprzedniego: schować się, czekać aż powstańcy przejdą przez miasto a potem tryumfować
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/283
Ta strona została uwierzytelniona.