O 4-ej Rougon i Granoux poszli do pałacu Valqueyras. Drobne gromadki, łączące się z główną kolumną powstańców w Orchères, ciągle szły doliną Wiorny, ale w znacznej odległości. Przez cały dzień chłopaki wyłazili na wały, a poważniejsi obywatele zaglądali przez strzelnice, licząc głośno bandy i wyobrażając sobie, że widzą silne bataliony.
Po powrocie do ratusza, Rougon wraz ze swoim nierozłącznym towarzyszem sądzili, że położenie jest nie do wytrzymania. Podczas ich wycieczki ubył jeszcze jeden członek komisyi. Było ich teraz wszystkiego czterech. Zdawało im się, że śmiesznie wyglądają ze swemi twarzami wybladłemi, spozierając po sobie i nic nie mówiąc całemi godzinami. Zresztą, mocno się obawiali, żeby nie byli zmuszeni przepędzić drugiej nocy na tarasie, pod gołem niebem.
Rougon wyraził zdanie, że ponieważ stan rzeczy pozostaje ciągle niezmienny, komisya nie potrzebuje zachowywać charakteru nieustającej. Gdyby zaszło co ważnego, członkowie zostaną zawiadomieni. I decyzyą doraźną zdał tymczasowo swoją władzę administracyjną na Roudiera. Roudier, biedaczysko, pamiętając, że kiedyś, za Ludwika Filipa był gwardzistą narodowym w Paryżu, stał teraz wiernie na straży przy Wielkiej bramie.
Piotr poszedł do domu skromnie pod domami, z głową spuszczoną na dół, czując, że plassań-
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/291
Ta strona została uwierzytelniona.