więcej nie kompromitował. Dość gdy będzie listy przetrzymywał do dnia następnego.
— Cóż to za łajdak! — mruknęła — będąc już na ulicy; nie myśląc o tem, że sama położyła interdykt na listy.
Powracała wolnym krokiem, zamyślona. Wybrała nawet dłuższą drogę przez ulicę Sauvaire, aby mieć czas, do zastanowienia się dostatecznego nad zachodzącemi okolicznościami, nim dojdzie do domu. Pod drzewami spotkała margrabiego de Carnavent, korzystającego z nocy, by zbierać nowiny po mieście, nienarażając widocznie swojej osoby. Duchowieństwo plassańskie, żywiące wstręt do czynnej działalności, zachowywało najściślejszą neutralność od chwili zamachu stanu. Dla niego cesarstwo było już faktem dokonanym, oczekiwało tylko sposobności, aby na nowo rozpocząć swe odwieczne intrygi. Margrabia, agent teraz bez zatrudnienia, chodził jedynie za zaspokojeniem własnej ciekawości. Badał jak się zamieszki zakończą, i w jaki sposób Rougonowie doprowadzą do końca swoją rolę.
— To ty mała — rzekł, poznawszy Felicyę — chciałem właśnie cię odwiedzić. Jakoś twoje interesa się poplątały?
— Ależ nie, owszem, wszystko idzie dobrze.
— Tem lepiej, opowiesz mi to, nieprawdaż? Muszę ci się przyznać, żem napędził porządnego strachu twemu mężowi i jego towarzyszom, owej nocy kiedy byli u mnie. Gdybyś widziała, jak śmiesznie
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/303
Ta strona została uwierzytelniona.