Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/312

Ta strona została uwierzytelniona.

vabo. „Wielka sztuka, mówił do siebie, być czystym przy tylu flaszeczkach i słoikach“. Ta uwaga naprowadziła go na myśl, że może wszedł na fałszywą drogę? Niewiele się zyskuje ze stosunków z hołyszami; możeby lepiej wyszedł, porozumiawszy się z Rougonem, tem bardziej, że powstańcy zapominają o nim i dają się bić jak głupcy. Natrafił nareszcie na wniosek, że Rzeczpospolita jest oszukaństwem. Poróżnił się z całą rodziną, teraz został sam jeden; nawet Sylweryusz mu nie dopomoże, bo on tylko goreje dla republikanów i nigdy do niczego nie dojdzie. Kiedy mu się takie myśli roiły, spoglądał ciągle na lavabo, nabierając coraz większej ochoty, umyć ręce pewnym proszkiem mydlanym, zawartym w kryształowej puszce. Macquart, jak każdy próżniak będący na utrzymaniu żony i dzieci, miał gusta fryzyerskie. Chociaż nosił łatane pantaliony, lubił włosy nacierać olejkiem pachnącym. Siedział nieraz kilka godzin u swego cyrulika, gdzie mówiono o polityce i ten w przestankach podczesywał mu włosy. Ulegając pokusie stanął przy lavabo, umył się, uczesał, uperfumował, używając wszystkich mydeł, proszków i flakonów. Najwięcej rozkoszował się ręcznikami mera, gdyż były nader miękie puszyste i delikatne. Wypomadowany, położył się na sofie w usposobieniu arcy pojednawczem. Od chwili jak wsadził nos w flakony pana Garçonneta, uczuł prawdziwą pogardę dla Rzeczypospolitej. Przypuszczał że może jeszcze czas pogodzić się z bratem, obliczał, ileby można