Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/314

Ta strona została uwierzytelniona.

mysłu — dla ważnego powodu moglibyśmy zrobić pewną ofiarę; ale naprawdę jesteśmy tak biedni, tak biedni!..
Macquart słuchał uważnie. Nie odpowiadając na uboczną propozycyę, utyskując, prawił o śmierci żony, ucieczce dzieci, o nędzy swojej. Felicya ze swojej strony mówiła o przesileniu, przez jakie kraj przechodzi; utrzymywała, iż rzeczpospolita przywiodła ich do zupełnego upadku. Od słowa przyszło do tego, że złorzeczyła czasom i okolicznościom, zmuszającym ludzi, by więzili braci własnych. Jakżeby serca ich się zakrwawiły, gdyby sprawiedliwość nie chciała oddać swojej zdobyczy! Potrąciła nawet o galery.
— O! do tego nie przyjdzie! — zawołał Macquart.
— Z pewnością, że za cenę krwi mojej odkupiłabym honor rodziny! Jeżeli wspomniałam o tem, to tylko dlatego, żebyś wiedział, bracie, iż ciebie nie opuścimy... Przyszłam tutaj umyślnie, żeby ci pomódz do ucieczki...
— Bez warunku? — zapytał, patrząc jej w oczy.
— Bez żadnego warunku — odpowiedziała, przysuwając się do niego. — Nawet, jeżeli zechcesz, mógłbyś zarobić tysiąc franków, zanimbyś uciekł za granicę. Podam ci na to sposób.
— Jeżeli interes jest czysty — rzekł Antoni — bo widzi bratowa, nie mam ochoty mieszać się w wasze matactwa.