Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/316

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tego nie wiem — odpowiedziała z uśmiechem — może będzie kilka wystrzałów.
Spojrzał na nią przenikliwie.
— Eh, przyznaj się, kumo, może ty masz zamiar wpakować mi kulkę w głowę?
Felicya zarumieniła się. Właśnie myślała o tem, że gdyby podczas zajmowania ratusza jaka zabłąkana kula uwolniła ich od Antoniego, interes byłby niezgorszy.
Rozgniewała się:
— Co też mówisz!... Jak można robić takie szkaradne przypuszczenia! Więc jakże, zgadzasz się? — bo widzę, że już rozumiesz, o co idzie.
Macquart domyślił się, że mu proponują podstępną zasadzkę. Nie pojmował wszelako ani jej przyczyny, ani następstw, dlatego się targował. Żądał dwa tysiące franków, skoro jednak Felicya mocno się trzymała, poprzestał na tysiącu. Nadto przyrzekła, że później wystara mu się o dobrą posadę, na której nic nie będzie robił; na zadatek dała mu 200 franków; umowa stanęła. Antoni włożył na siebie mundur przyniesiony, miał zaraz udać się do ciotki Didy a około północy przyprowadzić na plac przed ratuszem wszystkich republikanów, jakichby znalazł, zapewniwszy ich, że w ratuszu niema nikogo, że tylko drzwi popchną i zajmą go w posiadanie. Felicya obiecała resztujące 800 franków wypłacić nazajutrz. Rougoni do ostatka ryzykowali swoje fundusze.