Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/320

Ta strona została uwierzytelniona.

nych równie pięknych rzeczach. Z tem wszystkiem nikogo nie zmuszał, by wstępował w jego ślady; on pełnił tylko to, co mu dyktowało sumienie i serce.
— Widzicie, panowie, że jestem sam — powiedział na zakończenie. Biorę na siebie wszelką odpowiedzialność, aby nikt inny nie był narażony. Jeżeli potrzeba ofiary, będę nią; chcę ceną życia własnego ratować moich współobywateli.
Pewien notaryusz, najsilniejsza głowa ze zgromadzenia, zrobił mu uwagę, że się wystawia na śmierć niechybną.
— Wiem o tem — odpowiedział poważnie. — Jestem gotów!
Wszyscy po sobie spojrzeli. Ten frazes „jestem gotów!“ przejął ich uwielbieniem. Zaklinano go, by przyzwał żandarmów; odrzekł, że krew żołnierzy jest tak drogą, iż chyba tylko w ostateczności mógłby pozwolić na jej przelanie. Deputaci, głęboko wzruszeni, cofnęli się zwolna.
Nie wyszła godzina, Plassans ogłosiło Rougona za bohatera. Tylko najbojaźliwsi nazwali go „starym waryatem“.
Wieczorem przybiegł Granoux; rzucił się w objęcia Piotra, mianując go „wielkim człowiekiem“, tudzież oświadczając, że z nim razem pragnie umrzeć. Wyrażenie „jestem gotów“ doszło do niego i wznieciło w nim zapał rzetelny. Rougon, poruszony poświęceniem się poczciwca i oceniając że nie zaszkodzi jego interesowi, prosił, żeby przy