mieszkańcom, obawiającym się przyjścia powstańców. Gdy rzecz się wyjaśniła, wzruszenie Rougona było tak silne, że mu po twarzy spłynęły dwie łzy potężne. Płakał wielki obywatel! Komisya municypalna patrzyła z uwielbieniem i poszanowaniem na te łzy spadające. Granoux rzucił mu się powtórnie na szyję, wołając głosem przerywanym:
— Ach! jak jestem szczęśliwy!... Wiecie, lubię otwartość, wszyscyśmy się bali, prawda, panowie? On jeden tylko był wielkim, odważnym, wzniosłym! Wszystkim to powtarzam: Rougon zasłużył na order.
Komisya zaproponowała, żeby wyjść naprzeciw prefekta. Rougon, zrazu odurzony, zmieszany nagłym zwrotem okoliczności, uspokoił się pomału, spoważniał i kiedy zstępował ze schodów, przybrał już postawę, godną uroczystej chwili. Lecz zapał, z jakim osoby, stojące na placu, przyjęły i jego i komisyę całą, o mało, że znów tej powagi nie naruszył. Imię Rougona podawano sobie z ust do ust, wraz z gorącemi pochwałami, należnemi bohaterowi, co stał niewzruszenie z podniesionem czołem, pośród ogólnego popłochu. Popularność i chwała towarzyszyły mu na plac Podprefektury, gdzie spotkano prefekta.
Pan de Blériot i pułkownik Masson przyszli sami do miasta, pozostawiwszy wojsko, rozłożone na drodze lyońskiej. Stracili dużo czasu, nie znając dobrze kierunku, w jakim udali się powstańcy.
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/336
Ta strona została uwierzytelniona.