życia. Trzech cyganów przestraszonych wysadziło głowy z przykrytego wozu, starzec i staruszka, oraz młoda dziewczyna z kędzierzawemi włosami, z oczyma świecącemi jak u wilka.
Nim wszedł na ścieżkę Sylweryusz się obejrzał. Przypomniał sobie, że jednej niedzieli, dawno już temu, szedł tędy. Wtenczas księżyc prześlicznie świecił, wszystko tchnęło spokojem i słodyczą; cyganka o kręconych włosach śpiewała piosenkę w nieznanym języku. Potem Sylweryusz przypomniał sobie, że ta odległa niedziela była przed ośmiu dniami. Zaledwo tydzień upłynął od pożegnania się z Miettą. A jemu się zdawało, że nie był na równinie lata całe! Lecz gdy wszedł na ścieżkę serce mu omdlało; poczuł zapach tych samych kwiatów, zobaczył te same cienie od tarcic, te same szczeliny w murze. Jak to wszystko do niego przemawiało! Uliczka była pusta, smutna, wydawała się dłuższą; powiał z niej wiatr zimny. Ten zakątek postarzał się widocznie. Gęsty mech porósł na murze, trawa wymarzła, deski nadbutwiały od wilgoci. Upadek, zniszczenie. Przymknął oczy, by sobie przypomnień dnie inne: świeżą zieloność, ciepłą porę, powietrze łagodne, przechadzki z Miettą. Ona tędy przychodziła, zeskakiwała z muru, śmiejąc się dźwięcznym głosem. Rozprawiała o sroczych gniazdach, pociągała go na łąki, nad rzekę. Przypomniał sobie, że ta dzielna dziewczyna nauczyła się pływać doskonale i w tak krótkim czasie i napowrót myśl jego powróciła na ulubioną ścieżkę, bo zawsze do
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/361
Ta strona została uwierzytelniona.