klaskiwali rodzącemu się cesarstwu, które miało być epoką gorącej, obfitej „odprawy“... Zamach stanu, podnosząc fortunę Bonapartych, gruntował zarazem fortunę Rougonów.
Piotr powstał, wziął kieliszek do ręki, wołając:
— Za zdrowie księcia Ludwika, cesarza!
Ci panowie, co utopili zazdrość w szampanie, powstali wszyscy razem i z ogromnemi oklaskami wychylili toast. Był to piękny widok! Obywatele plassańscy: Roudier, Granoux, Vuillet i inni — płakali, ściskając się na niezastygłych jeszcze zwłokach Rzeczypospolitej! Sicardot powziął myśl genialną. Zdjął z głowy Felicyi węzeł z czerwonej wstążki, który sobie przypięła przez grzeczność, nad prawem uchem, uciął z niego kawałek nożykiem deserowym i uroczyście przewlókł Rougonewi przez dziurkę od guzika. Ten skromnie się bronił z uradowanem obliczem.
— Ale nie... proszę cię, to już zanadto. Trzeba poczekać aż postanowienie wyjdzie.
— Cóż u licha! — zawołał Sicardot — musisz znaczek zatrzymać. Przecież to żołnierz napoleoński dekoruje cię!...
Cały salon sypnął rzęsiste oklaski. Felicya zaledwo mogła oddychać ze wzruszenia. Granoux, zwykle milczący, w zapale wylazł na krzesło i powiewając serwetą, wypowiadał mowę, która zginęła we wrzawie. Żółty salon tryumfował. Był w malignie.
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/367
Ta strona została uwierzytelniona.