Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, to prawda, on nie był złodziejem. Są inni hultaje w Plassans, którychby warto posłać na galery w jego miejsce. Chantegreil był naszym kolegą. No, no, uspokój się, mała.
Mietta nigdy nie słyszała, żeby kto dobrze mówił o jej ojcu, rozrzewniły ją też słowa, które wyrzekli poczciwi ludzie. Ze łzami w oczach chciałaby ścisnąć ich ręce, żeby im podziękować; ale jej serce wynalazło inny rodzaj podziękowania. W pobliżu stał powstaniec, który trzymał sztandar; dotknęła się drzewca, mówiąc głosem błagalnym:
— Dajcie mi go, ja go będę niosła...
Robotnicy zrozumieli znaczenie prośby.
— To dobrze! Chantegreilka będzie niosła chorągiew!
Drwal pewien zrobił uwagę, że się prędko zmęczy.
— Oh! jestem silna — zawołała, zawijając rękawy, i ukazując ręce grube jak u dojrzałej kobiety.
Przewróciła swój płaszczyk czerwoną podszewką na wierzch, założyła kapturek na głowę jakby czapeczkę frygijską i, wziąwszy chorągiew, przycisnęła ją do piersi, z dumnem prostując się spojrzeniem, obok powiewających fałdów krwawej flagi. Tyle było energii w jej podniesionej głowie, w wielkich, wilgotnych oczach i ustach uśmiechniętych, że można ją było nazwać „dziewicą wolności“.
Powstańcy przyklasnęli. Południowców o żywej wyobraźni silnie przejął niespodziany widok dziewczyny w czerwonej barwie, która przyciska-