nie. Stróż mieszkający w budce przy każdej bramie miał obowiązek otwierać osobom opóźnionym. Lecz żeby tę łaskę otrzymać, potrzeba było wpierw długo się ugadzać. Stróż przy świetle latarni bacznie oglądał przybywającego; jeżeli kto obudził jego nieufność, mógł być pewnym, że będzie nocował na dworze. Owe zamykanie bram na klucz trafnie malowało ducha, ożywiającego miasto, to jest jego tchórzostwo, egoizm, rutynę i upodobanie w klasztornej spokojności. Gdy się klucze dwa razy obróciły w zamkach, Plassans mówiło: „jestem u siebie“ z zadowoleniem pobożnego mieszczucha, który spokojny już o swoją szkatułę, odmawia pacierze i kładzie się do wygodnego łóżka. Żadne inne miasto, nie zamykało się tak długo i uporczywie.
Ludność plassańska także się dzieli na trzy grupy. Ile cyrkułów — tyle osobnych światków. Wyjąwszy urzędników, to jest podprefekta, poborcę, pisarza hypotecznego, dyrektora poczty, ludzi obcych, mało lubionych a wielce wystawionych na zazdrość, mieszkańcy prawdziwie miejscowi, co się tam rodzą i tam życie kończą, koniecznie dzielić się muszą na trzy odrębne klasy.
Szlachta, zamknięta w swoich pałacach, żyje osobno. Od upadku Karola X mało się pokazuje. Jeżeli który z tego towarzystwa wyjdzie na miasto, to skrada się ostrożnie, cichaczem, jakby w kraju nieprzyjacielskim, i śpieszy czemprędzej powrócić do siebie. Między sobą nawet mało się
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.