nie i wlokła się osłabiona. Niejedna noc zeszła jej na gwałtownym płaczu; przyjmowała dokuczania Piotra z rezygnacyą, jak gdyby pochodziły od jakiegoś boga-mściciela; to znów wypierała się go, przeklinała, nie poznając w tym ciężkim chłopcu dziecka własnego. Byłaby wolała, żeby ją bił, niż żeby się tak patrzył nieprzebłaganie. Kilkakrotnie postanawiała niewidywać swego kochanka, ale jak tylko Macquart powrócił, zapominała o wszystkiem i biegła do niego. Po kilku miesiącach strasznej walki, Piotr całkiem zawładnął matką: bała się go i słuchała jak małe dziecko, obawiające się rózgi.
Kiedy był już pewny, że z matką może się obchodzić jak z niewolnicą, zaczął słaby jej umysł wyzyskiwać dla przeprowadzenia swych zamiarów. Przedewszystkiem odprawił ogrodnika, zastąpiwszy go swoim poplecznikiem. Sprzedawał, kupował, trzymał w ręku pieniądze i cały zarząd domowy. Nie usiłował bynajmniej sprostować postępowania matki, ani też zwalczać w Antonim i Urszuli nagannej wady lenistwa, mało go obchodziło jakimi oni byli, gdyż chciał wszystkich się pozbyć.
Okoliczności szczególnie mu sprzyjały. Uwolniony został od wojska, jako najstarszy syn wdowy. We dwa lata później Antoni los wyciągnął; matka chciała go wykupić; Piotr, mając kasę w ręku, udał głuchego. Ustąpiła pod siłą spojrzeń synowskich, które mówić się zdawały: „Chcesz
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.