Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

podejrzywało, iż Felicya ma kilka kropel krwi szlacheckiej w żyłach. Żądza używania silnie rozwijająca się w Rougonach i cechująca tę rodzinę, u niego przedstawiała się w charakterze najwznioślejszym. On także chciał używać, ale rozkoszy umysłowych, zaspakajając żądzę panowania.
Taki człowiek nie ma co robić na prowincyi. Wegetował tam przez lat piętnaście, z okiem nieprzerwanie zwróconem na Paryż i czatował na okoliczności. Za przybyciem do miasteczka, zaraz otworzył kancelaryę adwokacką; miewał czasami sprawy mały mu dochód przynoszące, ale nad mierność się nie wzniósł. Rzadko udało mu się wygrać proces. Przed kratkami mówił o różnych rzeczach, nienależących do przedmiotu i ciągle od niego zbaczał, jak twierdziły silne głowy prowincyonalne. Zapominał się, wpadał w roztrząsania polityczne, tak iż razu pewnego prezydujący musiał mu głos odebrać. Chociaż klienta skazano na zapłacenie znacznej sumy, nie dotknęło to bynajmniej adwokata i nie żałował swoich zboczeń i roztargnień. Uważał obrony za proste ćwiczenia, które później przydatne być mogą.
Felicya nie zrozumiała starszego syna i straciła wszelką weń nadzieję. Na miesiąc przed wybuchem lutowym, Eugeniusz wydawał się niespokojny, zwęszył przesilenie, stąpał po bruku plassańskim jak po rozżarzonych węglach. Nareszcie wyjechał nagle do Paryża, mając zaledwie pięćset franków w kieszeni.