nagrodzeniu. Dochody ściśle mu wystarczały na skromne utrzymanie. Czasami psyłał jaki memoryał, owoc swych badań, do Akademii paryzkiej, ale w Plassans nie wiedziano, że ten oryginał, którego trupem czuć było, miał wielkie znaczenie w świecie naukowym. Mieszkańcy rodzinnego miasta, ramionami tylko wzruszali, widząc jak w niedzielę szedł w góry z puszką botaniczną lub młotkiem geologa. Rodzice także nie poznali się na Pascalu. Felicya, patrząc na skromne urządzenie jego domu, wymawiała mu, że zawiódł jej oczekiwania.
— Zkąd ty przybyłeś? — mówiła nieraz — nie należysz do nas. Widzisz, że bracia twoi starają się korzystać z edukacyi, jakąśmy wam dali, ty zaś robisz same niedorzeczności. Źle nas wynagradzasz za to, żeśmy się zrujnowali na wasze wychowanie.
Pascal odpowiedział ze śmiechem:
— Niech matka będzie pewną, że już więcej nic na mnie nie wyda; w nagrodę będę was wszystkich leczył darmo.
Zresztą, rzadko kiedy widywał swoją rodzinę, nie okazywał jej wstrętu, ale szedł w tem mimowolnie za popędem osobistym. Pomagał niejednokrotnie Arystydesowi, gdy ten był bez miejsca. Zajmując się zaś od dwóch lat wielkiem zadaniem o dziedziczności, porównywaniem ras zwierzęcych i rasy ludzkiej, zagłębiony całkiem w ciekawych badaniach, nie podejrzywał nawet jak ważne przygotowują się wypadki.
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.