Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiem, cobyś mógł zrobić — powtarzała Felicya — ale wiem, że są rzeczy do zrobienia. Wszakże de Carnavant mówił nam, że byłby bogaty, gdyby Henryk V powrócił, że król wynagrodziłby wspaniale tych, coby pracowali nad jego powrotem. Może tutaj jest nasza fortuna? Może już przyszedł czas i dla nas.
Margrabia de Carnavant, który według kroniki skandalicznej miasta, znał kiedyś zblizka matkę Felicyi, bywał czasami u Rougonów. Złe języki powtarzały, że pani Rougon była do niego podobną. Był to mały człowiek, szczupły, zwinny i podówczas blizko siedemdziesięcioletni. Mówiono, że zmarnował na kobiety majątek, znacznie już nadwyrężony przez ojca za czasów emigracyi. Nie zapierał się wcale ubóstwa; mieszkał przy krewnym, hr. de Valqueyras i żył u niego jako pasorzyt.
— Słuchaj, mała — mówił czasem, klepiąc Felicyę po twarzy — jeżeli kiedy Henryk V odda mi majątek, odziedziczysz go po mnie.
Felicya miała już lat przeszło piędziesiąt, kiedy jeszcze nazywał ją „małą“. Pani Rougon na zasadzie tych pieszczot i obietnic, popchnęła męża w wir polityki. Często de Carnavaut gorzko utyskiwał, że nie może przyjść jej z pomocą. Nie było więc wątpliwości, że okazałby się dobrym ojcem, gdyby miał środki po temu. Piotr, któremu Felicya wyłożyła stan rzeczy przez połowę, oświadczył gotowość wypełnienia tego co mu zostanie wskazanem.