— Pensja nie przenosi trzech tysięcy franków.
— Trzy tysiące — liczyła żona.
— Tantiema od poboru, która w Plassans przynieść może dwanaście tysięcy rocznie.
— To pietnaście tysięcy.
— Tak, około piętnastu tysięcy franków. Tyle ma właśnie Peirotte. Ale to niewszystko; Peirotte robi interesa giełdowe na swoją rękę. To jest dozwolonem. I ja puszczę się na tę drogę, jeżeli będę uważał że mi dobrze idzie.
— A więc razem, dajmy na to, dwadzieścia tysięcy... Dwadzieścia tysięcy dochodu! — powtórzyła Felicya, ogłuszona wysokością cyfry.
— Trzeba będzie oddać bankierowi, co nam naprzód zaliczy — zrobił Piotr uwagę.
— Chociażby, zawsze będziemy bogatsi od tych panów... Czy margrabia i inni mają się z tobą dzielić?
— Bynajmniej, wszystko będzie dla nas. No, teraz idźmy spać, nie mów nic nikomu — dodał Piotr, lękając się wygadać w dłuższej rozmowie.
Ale Felicya, chociaż zgasiła lampę, zasnąć nie mogła, snuły jej się przed oczyma najprzyjemniejsze widoki. Zajmowała już piękny apartament na Nowem-mieście, dawała wieczory, zadziwiała miasto niezwykłą świetnością. Zemści się więc za wszelkie oznaki lekceważenia, jakie znosi czasem od osób bywających w jej domu, niewyłączając margrabiego. Ona to sobie powetuje później, gdy te same osoby będą się nizko kłaniały panu po-
Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.