Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/12

Ta strona została skorygowana.

— Zuzula! stój!... Zuzula! podłe bydle! łajdaczko jakaś, Zuzula!
Dotychczas biegnąc i podskakując o ile słabe jej i małe nożyny starczyły, dziewczyna podążała za krową. Ale potknęła się, upadła raz, zerwała się i upadłszy po raz drugi trochę dalej, już podnieść się nie mogła. Rozszalałe bydlę pędziło naprzód, wlokąc za sobą dziewczynę, która krzyczała przeraźliwie. Ciało jej, ciągnąc się po lucernie, zostawiło bruzdę wśród zieleni.
— Puśćże ją u licha!... — wrzeszczał Jan — puść sznurek! cóż u dyabła!...
Krzyczał tak bezmyślnie, ze strachu i przerażenia, aż nareszcie, zrozumiawszy grozę położenia biednej dziewczyny, puścił się pędem biegnąc, ile mu sił starczyło. Domyślił się, że sznur musiał się zacisnąć dokoła pięści dziewczyny i że każdy nowy wysiłek zaciska węzeł ten silniej. Na szczęście, biegnąc w poprzek przez zorane zagony, zabiegł drogę krowie, która przerażona nagłym widokiem człowieka, stanęła w miejscu. W jednej chwili Jan rozwiązał węzeł i posadził dziewczynę na trawie.
— Nie złamałaś sobie nic?
Ale ona nawet nie zemdlała. Wstała, pomacała się, podniosła spódnicę do bioder i z całym spokojem obejrzała nogi i kolana, które były trochę starte i paliły ją mocno.
Była tak zdyszana, tak szybkością biegu zmęczona, iż słowa wymówić nie mogła.