Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/79

Ta strona została przepisana.

niknął prawie mały płaski nos i małe szare oczy. Chociaż powietrze oziębiło się silnie po deszczach, padających przez cały tydzień, chociaż gęste chmury, grożące śniegiem, zasłaniały niebo, ksiądz trzymał w ręku kapelusz i szedł z odkrytą głową, na której wiły się gęste kędziory rudych, siwiejących włosów.
Droga stromo spuszczała się na dół. Ksiądz minął szybko kilka domów, stojących na lewem wybrzeżu Aigry przed mostem. Nie rzucił wzrokiem ani w górę, ani na dół, ani na rzekę, toczącą powoli przejrzyste swe wody, wrzynające się głęboko w łąki, w pośród klombów wierzb i topoli. Na prawym brzegu rzeki rozpoczynała się wioska: jedne domki stały rzędem po obu stronach drogi, inne jak od niechcenia porozrzucane wisiały na stokach wzgórza. Tuż po za mostem znajdował się dom mera i szkoła — stara stodoła, którą wybielono wapnem i podwyższono o jedno piętro. Ksiądz stanął na chwilę i wsunął głowę do pustej sieni. Potem odwróciwszy się, przyglądał uważnie dwom karczmom, stojącym naprzeciw siebie, jak gdyby chciał wzrokiem przeniknąć ich wnętrze nad jedną z nich wisiał żółty drewniany szyld, na którym zielonemi literami wypisanym był napis: „Macqueron, sklep korzenny“; po nad drzwiami drugiej wisała tylko gałązka ostrokrzewu z boku zaś, na nieotynkowanym murze, widniał nakreślony węglem napis: „Lengaigne, skład tytoniu“. Przyjrzawszy się