Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/95

Ta strona została przepisana.

— Ja drwię sobie z tego! Cóż mnie twoja droga odchodzić może?
I zabrawszy się do drugiego policzka, skrobiąc go niemiłosiernie po skórze, zaczął wymyślać na mera. Ach! ci dzisiejsi mieszczanie stokroć gorsi jeszcze od dawnych panów! Przy podziale gruntów, wszystko zagarnęli dla siebie i dbają tylko o własną korzyść, wzbogacając się kosztem nędzy ubogich ludzie! Wszyscy słuchali go onieśmieleni na pozór, lecz radzi w głębi serca, że ktoś śmie wypowiedzieć głośno odwieczną, niczem nieprzejednaną nienawiść chłopa do posiadaczy większej własności ziemskiej.
— Chwała Bogu, żeśmy tu sami swoi! — szepnął Macqueron, spoglądając znacząco na nauczyciela wiejskiego. — Co do mnie, staję po stronie rządu... Nasz deputowany, pan de Chédeville, który — jak powiadają — jest przyjacielem cesarza...
Lengaigne, wymachując brzytwą w powietrzu, zawołał:
— Taki sam łajdak jak i inni!... Czy taki bogacz posiadający przeszło tysiąc hektarów ziemi w okolicy Orgères, nie mógłby darować nam tej drogi, zamiast wyciągać grosze od gminy... podłe bydlę!
Ale Macqueron, przerażony nie na żarty śmiałością słów kolegi karczmarza, przerwał ten wybuch: