Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/96

Ta strona została przepisana.

— O! nie, to bardzo uczciwy człowiek i w cale nie dumny... Gdyby nie on, nie miałbyś dzisiaj składu tytoniu. Cóżbyś powiedział, gdyby ci odebrano prawo sprzedaży.
Lengaigne ochłonął w jednej chwili i znów spokojnie skrobał go po podbródku W samej rzeczy, posunął się za daleko w gniewnie: żona miała słuszność ostrzegając go, że przez swoje dziwaczne pojęcia nabawi się jeszcze biedy! W tej chwili wszczęła się kłótnia pomiędzy Hyacyntem i Bécu. Ten ostatni złościł się za wsze po pijanemu i szukał zaczepki, podczas, gdy Hyacynt rozczulał się coraz bardziej po każdym kieliszku, stawał się łagodnym i potulnym jak baranek. Prócz sprzeczności usposobień, dzieliła ich jeszcze radykalna różnica przekonań: Hyacynt, republikanin, „czerwony“ — jak go nazywano — przechwalał się nieraz, że w 48 r. nawarzył piwa mieszczanom z Cloyes; połowy zaś, zapalony bonapartysta, pałał uwielbieniem dla cesarza, dowodząc, że go znał osobiście.
— A ja gotów jestem przysiądz że tak! Jedliśmy razem sałatę z solonych śledzi. Wtedy on mi powiedział: „Masz słuszność, bracie, ja jestem cesarz!“ Oto! poznałem ja go odrazu, nieraz przecie na monetach widywałem jego portret:
— Być może!... W każdym razie był to lichy człowiek: bił żonę, nie kochał nigdy swej matki...