Nieszczęsną duchów nieśmiertelnych wdową,
Żyjącą dzisiaj o żebraczym chlebie —
Że z twoich wzgórzów, jak bogi żałoby,
Płaczą nad tobą mężów twoich groby!
Bo myślą tylko, a nie sercem całem
Jam pojął odblask zmarłych twych wielkości
A wyższą piękność od twojej piękności
Jam sercem poznał — i odtąd kochałem!
Nie kuta z głazu, ani malowana
Choćby nadziemskim pendzlem Rafaela —
Lecz dusza żywa, z pośród duchów wiela
W twarz Anielicy od Boga ubrana
I cierpieć — kochać — na świat ten posłana!
O ziemio włoska, gdy w serca żałobie
Rzucam twe błonia, nie płaczę po tobie,
Lecz za tą płaczę, którą zostawiłem
Tam, na twych brzegach, gdzie z nią razem żyłem,
Gdzie w każdej chwili, przez dni błogich wiele
Jam jej powtarzał: „Kocham cię Aniele!“
O ziemio włoska, strzeż tego Anioła —
Gdy wysp łańcuchem zamknięta dokoła,
Patrzy z skał twoich na błękitne fale
I może na mnie łzą tęsknoty woła —
Mów jej północnym wiatrów twych powiewem
Żeś na ostatniej granic twoich skale
Słyszała także mej rozpaczy żale —
I żem cię żegnał miłości westchnieniem!