Stokroć rozdarty, rozszarpany, zmięty,
Na czas upadnie w głąb duszy człowieka,
Tam niewidzialny, ale równie święty
Znów listki puszcza, pory słońca czeka!
Takiego kwiatu duchy i anieli
Wy nie znajdziecie po waszych błękitach,
Bo się odświeża tylko w łez kąpieli,
Bo rośnie w głębi, a nigdy na szczytach!
Patrzcie na wieniec, co krwawi mi skronie —
To znak mój ludzki, to z purpury wstęga!
To kwiat męczarni, co wre w mojém łonie —
I duch mój cierpi — lecz do was dosięga!
A kiedy nagle rozwidni się wkoło,
Gdy blask uniesień uderzy mi czoło,
Gdy noc tak jasna, cicha, nieskończona
Tę krew osrebrzy, co płynie mi z łona —
Wtedy ja silniej od was wszystkich czuję!
Wtedym prawdziwie syn nieskończoności —
I wdzięczniej Bogu za chwilę dziękuję
Niż wy gwiazd pany — za szczęście wieczności!