Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/104

Ta strona została przepisana.

I spostrzegł leżące dziecię.
— Błogosław niebu, że na anioła go dzisiaj wezwało do siebie. Jutro byłby cara niewolnikiem.
— Boże, bądź pochwalon, krzyknęła Maryna, podnosząc się nagle; masz prawdę Igorze, on umarł spokojnie, z cicha, bez cierpień; osłabione ciałko nie pasowało się z odlatującą duszą; a ona teraz suto promieńmi uwieńczona przyśpiewuje w chórach anielskich i spogląda ciekawie na gwiaździstą koronę przenajświętszej Dziewicy. Śpij, śpij synu mój. Ty wrzkomo znaku życia nie dajesz i co chwila na twarzy czarniejszym się robisz, ale ty żyjesz po nad temi skałami! Śpij, śpij synu mój; hańby nie poniesiesz, pogardy nie doznasz. Sługi twoje dawne nie przyjdą pętać cię w łańcuchy ni urągać się tobie, królewiczu mój! żyłeś w kolebce jako dziedzic potężnego pana i umarłeś, nim dzień poniżenia zaświtał. Igorze, zapal pochodnię, grób mu wykopiemy w głębi jaskini, tam gdzie leżą twe zbroje. Dziś ja synowi twemu, a mnie jutro kto — rzekł wódz posępnie i łuczywo porwawszy z ognia szedł naprzód, ona z tyłu niosąc dziecię w ramionach.
I szli milcząc przez długie przejście, kędy sklepienie wyrobione trzęsieniem ziemi i pracą czasu w dziwne to zwęża się to rozgina otwory, to zdaje się lecieć ku ziemi i w słupie wiszącym zatrzymuje się nad nią: to znów wzbija się w górę i ginie w ciemności, to prosto gdyby wykute się ciągnie, to co kroków kilka łamie się kątem, zakręca się kołem.
Wreszcie doszli miejsca podobnego okrągłością swoją do kaplicy, stąd wstecz się tylko wrócić można, dalej iść nie sposób, bo wszędzie zakrąża się opoka. U sklepienia przyczepione stalaktyty naśladują gotyckie ozdoby, krzyże, filary, arkady: a pomiędzy niemi przerwy dziwacznego kształtu, to połamane jak gdyby kamień się rozprysnął, to znów haftowane; znać, że długo kropla po kropli tu spadała z wysoka, ale dziś nie słychać kapania i wyschło już źródło.