Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/110

Ta strona została przepisana.

wietrzu. Dzisiaj jeszcze pora wam duchy, dajcie przestrogę pielgrzymowi, który się wybiera w nieznane manowce; nie byłem ja owadem podłym na tej ziemi, nie czołgałem się pomiędzy ludźmi, ale wyżej od ich głów rozpuszczałem moje loty. Znacie mnie więc, jako znacie błyskawicę wśród burzy!
Umilkł, bo uczuł głowę Maryny cisnącą się do jego łona, jak gdyby nie mogąc się oprzeć trwodze, przytułku szukała.
— Nie drżyj, Hospodarko moja miła, zbliżamy się oboje ku nieznanym krainom; jakom cię strzegł i bronił po ziemi, takoż i w nich nie opuszczę ciebie, jeśli Pan Bóg dozwoli.
Tu zamilkł po wtóre i długo milczał; palą się pociski, już ostrza się rozczerwieniły, dym w żałobnych chmurkach wznosi się w górę i gdzieś między szczeliny w opokę się wkrada.
Milczenie zaległo całą okolicę. Ani Tatar ani szakal się nie odezwie, ognisko tylko brzmi różnemi głosami: to rozłupie się drzazga i sypnie iskrami, to stopione żelazo zaszumi padając na węgle, to płomień syczy okręcając się na około drewna, to popiół zsuwa się niżej z tłumionym szelestem.
— I jeszcze was nie ma — zawoła hetman niespokojny — w godzinie upadku i klęski nie raczycie spojrzeć na mnie. Czyż i wam jako ludziom trza przepychu i fortunnych losów? Towarzysze moi, synowie stepów jako ja, wy, którzyście odpadli od mojego boku w setnych bitwach, na wzór liści od pnia dębowego, pokażcie mi się!
Bohatery, mistrze mojej młodości, których widziałem krótkiemi gośćmi po rozlicznych tronach i ziemiach! Dymitrze, Rożyński, Sapieho! pokażcie mi się! Pamiętam owe dnie, kiedy głowy z karków nieprzyjaciół, chorągwie z wieź miejskich zlatywały ku waszym stopom, ale i wam też powodziło się do czasu tylko. Jako ja po was marnie, takoście wszyscy przedemną zginęli!