Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/125

Ta strona została przepisana.

rysso, moja, nas dwoje będzie, a świat cały naszem łożem miłości. Precz mi z Ojczyzną, Bogiem, Prorokiem, sławą i ludźmi. Żyć będę w objęciach twoich i skonam na twojej piersi.
I zbliżał się do niej z drżącemi ramionami, jak gdyby ciało zabierało się do gwałtownego rozporządzenia. Rozhuzdane chucie szarpią mu rysy na twarzy, skręcają usta, na których pożądliwość się pieni. Zęby dzwonią, biją od krwi, co do nich napływa. W tej chwili wszelki ślad Boży opadł od niego i stał się człowiekiem na podobieństwo szatana.
A ona zawsze równie poważna i nieulękniona, wzrokiem, którym go hamowała przed laty, wstrzymuje i dzisiaj. On ślepego był męstwa na polu bitwy, odwaga w nim stawała się namiętnością, nieraz rzucił, się jeden pośród tłumu nieprzyjaciół; nieraz choć słabszy, okręcił się giętko na około wroga i nagiął ku ziemi; nie z rozwagą, nie z zimnym statkiem szedł naprzeciw śmierci, ale z wściekłością, z obłąkaniem; a teraz do tej, którą ścigał tak długo, przystąpić nie śmie. Wyciąga ramiona, opadają ramiona; rzuca się ku niej, radby ją porwać w objęcia i przygnieść do piersi i tarzać się z nią po ziemi jako wąż z gadziną, ale zawsze odparty owem spojrzeniem na pół dumnem, świętem na pół, w którem i wstyd niewieści i uroczystość duszy myślącej o zgonie i ślad cierpień mięsza się do okazałości pozostałej z tylu powodzeń i potęgi; nie wiedząc co czynić, to płacze jak dziecko, to zgrzyta jak potępieniec.
Ale bo też na czoło Maryny Mniszchównej dziwna zstąpiła uroda: nie owa ziemska, której hołd składają ludzie westchnieniem i pocałunkami, w której przypadek zdarza, iż róże zakwitają na licu, a gwiazdy zaiskrzą się w oczach; ale owa niebieska, co jako cień znikomy czasem objawia się na twarzy, a rysów się nie trzyma, a z płcią się nie zlewa, ale jest córką duszy niepojętą i boską jak dusza.