Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/128

Ta strona została przepisana.

Ostatni jestem z mojego szczepu, mamże się rozbić marnie na skale twojego niemiłosierdzia i zaginąć, bez sławy, bez rozkoszy, jako wyspa na morzu? Patrz, występuje z łona kipiących bałwanów’, dniem i nocą złote miota ognie, nikt jej nie widział i nie dziwił się jej, samotna wśród pustyni wód wylała całą okazałość i znów zapada w otchłanie. Tak i ze mną będzie. Śmierć ci grozi wszędzie, piołun rośnie gdzie spojrzysz tylko, a tam gdzie ci wskazuję, wonieją róże jaśminy. Skosztuj hurysso puharu miłości mojej, służyć ci będę, jako duchy w niebie służą Allahowi — w jasności oczu twoich jako motyl ulatywać będę — dopóki olśniony, upojony, spalony, nie padnę u stóp twoich, a wtedy popiół ze mnie i kurzawa, a wtedy deptaj po mnie i przeklinaj mnie, ale teraz bądź moją, roztwórz objęcia twoje i synowi Padyszachów daj spocząć na liliach twej piersi, na białej piersi.
I rysy młodocianą przybierały barwę; jako kwiat o skwarze słońca zwiędniały, a wieczorem podnoszący liście, tak i on w tej chwili rzeźwił się w nagłej czułości; uśmiech miłosny, swawolny, usta mu krasi, założył ręce i błaga. Nuradyna Murzy żaden z jego ludzi by nie poznał w tej chwili.
— Myśląc o tobie zatraciłem i język i naukę moich ojców; z duchami już umiem rozmawiać, ludziom rozkazować nie potrafię — wymknął mu się tasak z dłoni i podnosi oczy ku Marynie jako chrześciańskie dziecię, klęcząc podnosi oczy ku obrazowi świętej.
— Morderco, pohańcze bez wstydu i bojaźni Bożej, nie kalaj moich myśli twojemi gwary: możesz mnie męczyć i zabić; Maryna Mniszchówna śmierci się nie lęka, bylebyś umilkł i chwil kilka do modlitwy zostawił.
Głos jej posępny, wzgardliwy, przeszył wskroś Agaj-Hana. Schyla się niżej, ale nie w pokorze, jedno by podnieść sztylet upuszczony, a kiedy go podniósł, wyrwał z pochwy, pochwę cisnął pod nogi, a rękojeść