Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/129

Ta strona została przepisana.

okręcił palcami, aż mu żyły ręki nabrzmieją, a do oka, do rysów, ciśnie się wyraz wściekłości; całem ciałem trzęsie się gwałtownie, ścisnął zęby jak gdyby chciał się wstrzymać, ale głos w którym wcieliła się namiętność duszy, usta mu rozerwie.
— Miłość twoja była dla mnie jako ten most ślizki nad otchłanią, po którym wszyscy w godzinę sądu przechodzić mamy do nieba; ale teraz dostałem się do raju, do zemsty.
I klingą tasaku śmigał w około jej skroni, w około piersi; ona zbladła, lecz do prośby się nie zniży, krzyku nie wyda, a na klindze rozbite promienie, wiązkami światła błądzą po jej licach i szyi, jak błyskawica, którą lustro śmignie, kiedy w nim odbije się słońce.
On igra z nią po jej puklach, po czole rozwodzi sztyletem połyski, powoli z przerwanym oddechem, z jaskrawemi oczyma, jak gdyby w tem czuł lubieżność jaką. — Hurysso moja, jakżeś mi piękną, w godzinie śmierci, a wiesz że dokąd idziesz i gdzie dostać się masz. Bez duszy, bez życia wiecznego, maro stworzona ku uciechom mężów, w proch się rozpadniesz i nic z ciebie nie będzie. Czemuż tak się kwapisz do snu i ciemności grobowej. Mniejsza o śmierć dla nas, którzyśmy nieśmiertelni; ale ty, niewiasto, nie ujrzysz pałaców Allaha; jako lampa, którą duch bagnisk zawiesza na swoich kępach, świecisz trochę i umierasz na wieki. Ty i róża, obie nie macie duszy, jedno wasze barwy i zapachy mózg zawracają ludziom; a kiedy zwiędniecie, nikt nie troszczy się o was na ziemi ni w niebie.
Wzdrygnęła się na te słowa niewiernego; ona stoi nad grobem, a on jej przepowiada, iż nie odżyje więcej; mróz przejął serce nieszczęśliwej, bo choć wierzy dusza w obietnice Pańskie, ciało drży zziębła i osłabłe, kiedy chwila zgonu nadchodzi.
Ależ anioły Stróże pilnują chwil naszych ostatnich i powiewem skrzydeł swoich rzeźwią nas w konaniu;