Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/130

Ta strona została przepisana.

ona też wraca do wiary i ufności, na Agaj-Hana spojrzy jak na złego ducha, i milcząc każdem biciem serca modli się do Boga.
Agaj-Han lewą ręką porywa ją za szatę, prawą tasak podniósł i trzyma nad jej piersiami; ona oczy przymknęła; ale powoli jego ręka mdleje, ramię zgina się i opada na dół stopniami, wreszcie opada zupełne, a sztylet wisi u palców i ledwo się ich trzyma.
— Giermku, dla czego przedłużasz konanie Maryny Mniszchównej. Jużem myślała, że zawarłszy powieki, dopiero się obudzę gdzieindziej, nie w tym namiocie, nie na tej ziemi. Iżali czekasz jej próśb za życiem; jej ukłonów tobie? Próżna zwłoka, próżne i płonne nadzieje, daj mi pokój Tatarze i kończ coś zaczął, bo ci Polka za prawdę powiada, iż przed tobą się nigdy nie uniży. Panie Boże i święta Bogarodzico, zmiłuj się nademną.
Jęk rozpaczy wryrwał się z Agaj-Hanowej piersi, i ścisnął tasak i znów podnieść chciał, ale nie potrafił; ten drobny oręż nad miarę ciężał jego dłoni, a zatem go puścił i zdeptał gniewnie; potem w milczeniu po namiocie się przechadza, to krok za krokiem, wlokąc się jak gdyby na siłach mu zbywało, to podskakując, jak gdyby nagle kula mu w piersiach utkwiła. Bladość śmiertelna po licach mu się rozlewa. Zda się, że namiętność co miotała nim i życiem jego była z przesilenia skonała; padł na kobierzec i gdyby nie oddech głuchy, ciężki, przerwany, miałbyś go za trupa.
Po chwili podnosi się w pół i wyciągając ramiona przemówi głosem człeka, co draśnięty światłem miesięcznej nocy, w’e śnie się odzywa.
— Garnijcie się do syna waszego Sułtana, Emiry pustyni, bo on dziś piękną pojmuje żonę. Długo błądził i chleb gryzł suchy u niewiernych, i psem był chudym u ich żłobów, ale teraz weźmie za rękę tę, którą ukochał i pójdzie z nią.