Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/131

Ta strona została przepisana.

Horbrokowie, nędzny bojarze! tyś myślał, że ci tę perłę rzucę pod stopy, abyś ją zgniótł i u Cara za to miłościwej łaski nabył?
Gnij w Astrachanie stary i nie pytaj się o najurodziwszą z córek Adama.
Tu uśmiech gwałtowny usta mu opanował, tak że przez chwilę dalej mówić nie mógł. — Ojcze mój, gdzie jesteś, trzy krople krwi z głowy twej spadły mi na skronie. Hurysso moja, we śnie i na jawie, panią byłaś Agaj-Hana! Co to za imię? Ktoś go nosił przed laty; królom i szachom dyament potęgi pali się na zawoju, ale to znikoma gwiazda; oni dziś panuj a. a jutro ich synowie skowyczą z głodu po ulicach miast.
Widziałem, zważałem, kiedym przechodził, a zimno u^piało nogi, wiecznie tam lodu nie masz, otwór — pchnąć, zleci — Moskalom się nie dostanie — oni by ją rozćwiertowali. Tu głowa się toczy, tam skacze ręka, drgają owdzie piersi — nie — nie, przez Allaha! przez Haruna — cała, nieskażona, jako piękna jest na ziemi, tak piękna zstąpi w dół — a w głębi miękki piasek — i rozciągnie się na nim jako na łożu rozkoszy.
Podczas tych słów źrenica jego nabierała stopniami coraz więcej obłędu. Przestała się toczyć, wryła się w białko. Już nie rozmaite uczucia jako dotąd bywało, unoszą się na różne strony w jego spojrzeniach — myśl jedyna, p’o której żadna druga już nie nastąpi w jego duszy, przebija we wzroku. Powstał jak zwierzę pędzone instynktem i ujął za ramię Marynę i szedł ku tylnym drzwiom namiotu; ani wychodząc przypasał bułat lub wziął kindżał swój: szedł wlepiając w oczy, ściskając za rękę tak, że jęczała z bolu; lecz ani już grozi ani się przymila; w milczeniu prowadzi ją z dala od obozu, po piaskach ku brzegom Jaiku.
Słońce już ma się ku zachodowi i jako zwykle w pustyni, im bardziej spuszcza się na dół, tem bar-