Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/135

Ta strona została przepisana.

trzaskują się lody, nurt płynący z góry je rozbija i miele; co chwila się przysuwa, a posada, na której Agaj-Han duma, trzęsie się od jednego brzegu do drugiego; w wirach podniosły się śniegi i latają w powietrzu jako mgły jakie, wicher pomiędzy niemi harce odbywa swoje i żałośnie jęczy, grzmoty jedne po drugich się rozlegają, coraz bliżej. Zda się, jak gdyby na nowo archanioł ciemności zwoływał swe hufce i gotował się do walki przeciw wszechmocnemu Bogu.
Wszystko rwie się i pęka, chwil kilka uszło jeszcze, na krę cały lód się podarł, a on został na szerokim cyplu i oddala się od źródła kędy zginęła Maryna. Błyskawicą pędzi pomiędzy bryłami, a ręce wyciąga i jeszcze patrzy na niego, wzrokiem bez życia, świecącym jako świeci próchno.
I z tyłu i z przodu pędzą za nim lody; on na swojej wyspie okolony słupami, wzgórzami, ostrzami, leci wśród odmętu; co chwila topnieją, kruszą się jej brzegi, to w kliny się wytną, to wygładzą się okrągło, ale coraz ich mniej, coraz mu ciaśniej. Trzyma się na środku, ręce na piersi założył, zawój bogaty mignie jeszcze czasem w promieniach zmierzchu; nadbrzeży Jaiku nie dojrzeć już bo filary, zawały, kopce z lodu je przesłaniają; woda i lód oto świat jego, ale on tego nie poznaje świata, bo dziwaczne otaczają go kształty, bo płynie jak strzała, i te kształty płyną z nim — przy ciągłym szumie. To mu się wydaje, że kręci się na jednem miejscu, to znowu, że olbrzymy krainy nadziemskiej podają mu dłonie i ciągną go z sobą, a zimno, a okropnie, a coraz ciemniej; lecz pośród cieniów znać ciągle jako te duchy skaczą i suną w około. Raz tylko podniósł głowę i to nie z namysłu — przypadkiem, nie wiedzieć dla czego, a nad sobą dojrzał gwiazdę, z którą biła się czarna chmura. To mu przypomniało, że kiedyś bywał w okolicy skąd takie gwiazdy i takowe chmury widne bywały, że w tej samej okolicy urodziwa postać przechadzała się niegdyś,