Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/139

Ta strona została przepisana.
Aligier.

Czy nie wiesz, że o tej godzinie zwykłem modlić się do Pana? —

Młodzieniec.

To poczekam.

Aligier.

Czy nie wiesz, że w samotności zwykłem modlić się do Pana?

Młodzieniec.

To powiedz kiedy chcesz a wrócę po ciebie.

Aligier.

Wieczorem zastaniesz mnie na tem samem miejscu.

Młodzieniec.

Przez Boga żywego, człowiecze chodź ze mną, proszę cię, chodź — bez ciebie nie będę umiał celować. Aż na tamten szczyt nagi dostać się musim — tam kryształy rosną i dzikie zawieszają się kozy — chodź! strzelcy mówią, że stamtąd świat cały widać!

Aligier.

I stąd można świat cały zobaczyć!

Młodzieniec.

Jak?

Aligier.

Zamknąwszy oczy i ukorzywszy ducha przed Panem!

Młodzieniec.

Znowu zatrąbili — bądź zdrów! teraz z góry na dół, potem znów w górę, w górę aż pod te obłoki. Aligier! serdecznie mi żal, że nie chcesz iść zemną!

Aligier.

Nie podawaj się tak naprzód — czepiaj się gałęzi — widzę przecież — widzę — tylko nie oglądaj się ku mnie — ostrożnie tam, koło wodospadu! —