Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/14

Ta strona została skorygowana.

pędzał tamtego — a oczy jego były żywą tęczą uczuć, zmienną jak opalowe połyski.
— Witajże mi, zawołał, panie tylu carstw i grodów i gródków — to mówiąc wstrząsnął głową, na której leżała misiurka złotem okwieciana — potężny i wielmożny Kniaziu Moskiewski — i igrał z siatką żelazną spuszczoną od misiurki na kark, ramiona i czoło. — Najjaśniejszy i niezwyciężony Jedynowładzco Hospodarstw Tatarskich — i przebierał palcami po szarfie zielonej złotem ziarnkowanej — Panie i Dziedzicu wszystkiej Rusi, Dymitrze, Samozwańcze, Żydzie — i tupał żółtemi bucikami z srebrnemi ostrogi — przepadłeś jako należało się tobie, brzydki oszuście, z koroną na czole pryszczami zasianej, na głowie potwornej z podłemi rysami, obmierzła duszo, rozpustniku, szalbierzu opiły winem i miodem, pełny mięsiwa i jadła.
To mówiąc drżał cały od złości, aż łuk przewieszony na plecach zabrzmiał o miedź sajdaku, aż szabla starła się z ogniwami łańczuszka, na którym wisiała — a podczas tych słów głos jego przybierał rozmaite tony, przebiegał od słodkiej nóty dziecinnego śpiewu, aż do grzmiących dźwięków surowego męża. To ostrym się stawał i zbliżał do świtu, aże znowu słabiał i znowu potem rósł w siłę, a przy końcu tak był okropny, pełny zawziętości i urągania się, że coś w nim podobnego do skowyczeń psa wśród nocy zimowej.
Dzierżyła oczy ku niemu niewiasta, niby z politowaniem, jakie się ma dla dziecka lub szalonego; ale na jej czole wiele się działo tymczasem — to śnieżna skóra wygładzała się, to marszczyła się w krzyże i kółka podług myśli przelatujących w mózgu: znać zatem, że nieład i burza w jej duszy.
— Agaj-Hanie, podnieś tę rękę nieszczęśliwą i zdjąwszy książęcy pierścień, oczyść go i oddaj. — Gibko schylił się młodzian i porwał za rękę zbroczoną,