Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/141

Ta strona została przepisana.

A nie proszę Cię, Ojcze Niebieski, byś mu ujął co z trudów życia — wiem, że na wzór wszystkich wygnanych w świat, a przez świat wracających ku Tobie, on próbę fałszu przebyć musi, gdy pokusy wybije godzina. Stań się wola Twoja — chłostaj go gradem boleści — poniż go wśród ludzi — niech mu włożą kajdany na ręce — niech ciało jego wycierpi męczeństwo. Jedno uskąp mu hańby podłości, jedno zbaw go od wiecznej nocy Ducha! —
— A na to dozwól mi, bym go ostrzedz mógł w tej przedostatniej chwili.
— Niech dzisiejsza noc mnie słucha, gdy ją zaklnę Twojem Imieniem — niech wyziewy dolin i pary potoków zlecą się do mnie, a ja z nich stworzę wiotkie postacie, natchnę je myślą Snu, który jutrzejszej nie dożyje zorzy!...
Ale w nim będzie prawda wiekuista Twoja i prawda doczesna tej ziemi.
A ten, którego miłuję, wspomni kiedyś o wiekuistej Twojej, i za to, Ty go zbawisz, o Panie!

(Długie milczenie).
Młodzieniec (wchodząc).

Cóż to? dotąd na tem samem miejscu, pod tą samą jodłą, i dotąd się modlisz? daj mi rękę — wstań.

Aligier.

A ty tak prędko wróciłeś, Henryku?

Młodzieniec.

Czy śni się tobie? wszak porzuciłem cię o wschodzie słońca, a teraz, patrz! ono z tamtej strony nieba za cyple skał się chowa. — Tak prędko! — a od kiedym cię opuścił trzy razy wzdłuż i wszerz przeszedłem Lodnik Hewaldyny, byłem na wierzchołku tych gór i po trzykroć trąbką odzywałem się z parowu — musiałeś mnie słyszeć?