szły ku widmu, a z za ich palców ócz tylko dwoje gasnących świeciło.
Ujrzał wtedy młodzieniec kilku starców w czarnych, długich szatach, z kropielnicą w ręku, rzucających wodę na te wszystkie głowy i śpiewających głosem ponurym. Jedne z niewiast spuściły czoło i cicho na rogoże pokładną się nazad. Inne przykląkłszy, całują tych starców w ręce i szepcą przed nimi nieskończone żale. Ale ta sama, co pierwsza się zerwała, jeszcze gwałtowniej drąc włosy, krzyknie ku nim: „Tam, na powierzchni świata, mężczyzni już nie słuchają was, ale rzekli wam: Idźcie, bądźcie szpiegami kobiet umierających! Gdy dusze ich od ciał się odrywają, uciszajcie ich skargi! Gdy klną nas zamykajcie im usta! bo ich jęki nie miłe nam! Czasem z przepaści, gdy wzniosą się razem, psują nam porę biesiady lub godzinę targów! A wy poszli, zstąpili, przyszli. Wy nas uczycie jak cicho umierać. Otóż ja umrę głośno, wołając: Duszem miała, duszę mam, a na ziemi ciało mi tylko przyznali! Ty sądź Boże, ty coś mi duszę dał!“ I dusza jej przed oczyma młodzieńca, ostatnią konwulsyą wyrwała się z plecionki jej włosów i poszła ponad lampy w ciemną przestrzeń, jak krwawe płótno przekłute tysiącami igieł.
Wieszcz przechodził zadumany, nic nie odpowiadając, jakoby ze wstrętem. Aż przyszedł do łoża białego, co stało na uboczu, w wielkiej odległości od tych wszystkich innych. Tam paliła się lampa na słupie marmurowym, pod krucyfiksem, i w szacie żałobnej, odwrócona klęczała niewiasta. Cień wieszcza się zatrzymał i stojąc milczał, jakoby w smutku głębokim.
„Mistrzu, kto ona?“ zapytał się młodzieniec. A cień mu na to: „Przed laty jednę tylko kibić podobną tej widziałem, raz na ziemi, a potem raz drugi tam wysoko, tam w niebie. Gdy twarz obróci, kto ona, poznamy.“ I stał, nie przerywając modlitwy niewieście.
Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/161
Ta strona została przepisana.